Noc Wigilijna

Księżyc na niebie przystanął w zadumie
Słuchając dzwonów w Noc Wielką Pasterską
Smutny, bo ludzkość zrozumieć nie umie
Że Bóg Syna zesłał na tułaczkę ziemską.

Co rok się rodzi Dzieciątko Małe
W opuszczonej ubogiej stajence
Hymn uwielbienia nucą wieki całe
I my oddajmy cześć Marii Panience.

Przebaczamy winy bratu swojemu
I do sąsiadów wyciągnijmy dłonie
Hołd Władcy oddamy Narodzonemu
Gdy gniew w nas umrze, a miłość zapłonie.

Lecz to zrozumieć musimy sami
Że w własne piersi uderzyć się trzeba
Na kolanach winy wyznać ze łzami
A przebaczenie spłynie na nas z nieba.

Dziękuję Ci, Panie

Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II z podziękowaniem za kanonizację św. Kingi, patronki Diecezji Tarnowskiej

Nie umiem wyrazić, tego co czuję
Nadmiaru uczuć, co wnętrze rozpiera.
Góralskim sercem pokornie dziękuję
Za Jana Pawła, polskiego Papieża.

I za to, żeś Kingę, pięcioletnie dziecię
Ofiarował Polsce rozbitej, krwawiącej
Co w drugiej ojczyźnie nade wszystko w świecie
Dzieliła serce wśród potrzebujących.

To Ona w wieczystą dzierżawę nam dała
Ten cud natury zaklęty w Pieniny
Co jako oprawę za wiano dostała
Gdzie wokół się ciągną pola i dziedziny.

Jak mam dziękować, żeś dla nas, górali
Stworzył warunki w tym zakątku ziemi
Malarsko wplecionych tuż pod stopy Pienin
Bogatych w zwierzynę, ukwieconych hali.

Dziękuję, że chciałeś wieńcem świętości
Otoczyć Kingę, Księżną Krakowską
Matkę Narodu słynącą z hojności
Tulącą w ramionach diecezję tarnowską.

O, Jasnogórska Boga Rodzico
Niesiemy prośby z modlitwą spod Pienin
Byś Jana Pawła w Piotrowej stolicy
Słodko tuliła w życia jesieni.

Ma wielkie serce i czułe ramiona
Nie skąp mu zdrowia, daj pokój na świecie
Ma jeszcze tak wiele w swym życiu dokonać
By świat wprowadzić w trzecie tysiąclecie.

Wiem, ile Polska dla Niego znaczy
Gdy o niej mówi, wyraz twarzy zmienia
Czy, Ojcze Święty, może być inaczej
Gdy widzisz jej wzloty, upadki, cierpienia?

Dziś, Ojcze Święty, ofiarować chcemy
Prócz życzeń, naręcza najpiękniejszych kwiatów
A całym sercem dziękować pragniemy
Za miłość, którą darowałeś światu.

Watykan, 4 listopada 1999 r.

W wieczornej modlitwie

W wieczornej modlitwie opowiem Ci, Boże
Że choć łzy spadają tak po cichutku
Ty wiesz najlepiej o moim smutku
Bo Tyś mi wyznaczył orkę na ugorze.

Kobieta to przecież słabe stworzenie
A taki ciężar kładziesz na me plecy
Gdy grzbiet z wysiłku pęka, to leczysz
Aby przygasić moje cierpienie.

Wiesz także, na ile starczą siły moje
Abym mogła przetrwać życiowe burze.
Chcę wyhodować na cierniach róże
I ciągnąć mój kierat do końca za dwoje.

Los często pod nogi rzuca mi kłody
I kiedy wewnętrznie nie wytrzymuję
Siadam i piszę, i wierszem maluję
Najmilsze wspomnienia lat młodych.

Rodzi się nadzieja i sił znów przybywa
Jak Syzyf od nowa pracę podejmuję
Oczyma duszy lepszy świat buduję
I znów się we mnie chęć życia odzywa.

Wtedy zapominam, że to nie wypada
I lecę na skrzydłach szczęśliwa, radosna
Patrzę, jak budzi świat do życia wiosna
I słucham, jak Dunajec baśnie opowiada…

Za moją naturę dziękuję Ci, Panie
Że umiem połączyć smutek z radością
Że mnie obdarzyłeś ludzką cierpliwością
I za to, że słyszysz moje wołanie…

Któryś za nas cierpiał

Jakże mi przykro, że wciąż cierpliwości
I sił brakuje przy dźwiganiu krzyża.
Oczy przymykasz i nasze słabości
W najświętszych ranach obmywasz.

Za postawione na drodze mej krzyże
Za łzy goryczy, co palą powieki
I długi łańcuch okrutnych poniżeń
Bądź pochwalony, Panie mój, na wieki.

Za każdy policzek, który w pokorze
Potrafię przeżyć, kiedy mi go zsyłasz
Bądź uwielbiony w moim sercu, Boże
Nie chcę Cię nigdy do krzyża przybijać.

Przemijanie

Rwące potoki, szemrzące w dolinach
Łąki barwnym kwieciem od wiosny zdobione
Jakoby dopiero ze snu wybudzone
Miejsce do życia znalazły w Pieninach.

Tajemnic mity stoją przed oczyma
Kiedy spojrzenie ze szczytu ucieka.
Pasemkiem się wije ukochana rzeka
Wówczas pod niebem Ty wzrok swój zatrzymaj.

Tak patrząc, widzisz życia przemijanie
A pory roku przypomną ci wtedy
Że ono płynie, lecz sam nie wiesz, kiedy
Dojdziesz do swojej ostatniej przystani.

Popatrz na te cuda, co pędzel anioła
Muśnięciem nadał piękna odcienie:
Zielone wiosny, jesienne płomienie
I lato, co słońce rozdaje dokoła.

Chciej spojrzeć pełnymi zachwytu oczyma
I ucz się pokory na łonie natury.
Bóg nam podarował tak wspaniałe góry
Lecz wśród dróg wielu – jedną mamy wybrać.

Pragnienie duszy

Czasami, mój Boże, brakuje mi wiary
Jak Piotr ze strachu odchodzę od Ciebie
Choć wiem, że dobroć Twoja bez miary
To oczu swych nie śmiem oprzeć na niebie.

A czasem pragnę tak mocno wierzyć
Jak Święta Monika na klęczkach, cierpliwie
Jak Szczepan przyjąć kamień, co uderzy
Jak On za wrogów modlić się żarliwie.

Jak Paweł usłyszeć, Ojcze, słowa Twoje
Abym z Weroniką twarz Ci ocierała.
Jak Święty Augustyn serca niepokoje
Pod Twoim krzyżem z pokorą składała.

Niekiedy pragnę pomóc Szymonowi
Nieść na Golgotę krzyża ciężkie brzemię
Gdy ciężar nad siły, mówię Jezusowi
Jak za mą słabość przeprosić Cię – nie wiem.

Ty, Panie, łotrowi przychyliłeś nieba
Nam dajesz nadzieję na zmartwychwstanie.
Lecz mamy przebaczać, dzielić kromkę chleba
Co dnia wypełniać Twoje przykazania.

Sielanka

Mój Dunajcu, mój kochany!
Ty goiłeś serca rany
I widziałeś łzy sieroce
W drugiej wojny straszne noce.
Powiernikiem moim byłeś
Szumem ból mój utuliłeś.
Gdyś falami gniewnie ciskał
Wodą wokół brzegów pryskał.
A po burzy gnał spieniony
Mętną falą w inne strony.
Głowacice okazałe
Zamieszkują tu na stałe.
Łosoś do twych źródeł spieszy
Rybie serce chce ucieszyć.
Dźwigasz łodzie na swym grzbiecie
Na nich płyną starsi, dzieci.
Tu w zakolach kaczki dzikie
Świt witają głośnym krzykiem.
A żyjąca tu zwierzyna
Nad Dunajcem dzień zaczyna.

Krościenko

Krościenko, urocze miasteczko moje
Bliskieś sercu memu jak żadne na świecie
Wszystkim gościnnie otwierasz podwoje
Najszerzej, jak umiesz, zimą, wiosną, w lecie.

W Krościenku tak cudnie i tu po zdrowie
Jadą z daleka i młodzi i starzy.
Tu każda skała o sobie coś powie
Wśród kwiatów na łąkach pomarzysz.

A cóż dopiero wielkie Trzy Korony,
Co chmur ramionami swymi sięgają
Dojście do szczytu mają z jednej strony
I na odwiedziny cierpliwie czekają.

Królewski zamek do wnętrza nie prosi
Bo to niestety wiekowa ruina.
Za to Sokolica zaprasza wciąż gości
I sobą urzeka, jak piękna dziewczyna.

Najmniejszy Czertezik, lecz także wspaniały
Wita i żegna niemniej serdecznie.
A kiedy ujrzysz cud Pienin niemały
I kiedy zatęsknisz tu, powróć koniecznie.

Zamek w Pieninach

To arcydzieło ręce mistrza wykonały.
Aby harmonijnie współistniało z nami.
Trzy skały koronami niebu się kłaniały
Ktoś na mapie raj ten nazwał Pieninami.

Nieznany architekt dawno kreślił plany
Z ogromną finezją ktoś zamek zbudował.
Za posag Kingi w skarbcu Wawelu złożony
Książę Jej Pieniny z sercem ofiarował.

I tuż nad brzegiem, po lewej Dunajca stronie
Na skalnym wyłomie skryła się strażnica.
Naprzeciw z dunajcowej mgły tkanym welonie
Kindze hołd składa co dzień Sokolica.

Nawet Tatarzy za nic uwierzyć nie chcieli
Gdy za Kunegundą w pościg się udali.
Stwierdzili, gdy pod Górą Zamkową stanęli
Że zamek aniołowie zbudować musieli.

Kinga piękno w Bożym dziele dostrzec umiała
Więc rośliny i kwiaty z ojczystej ziemi
Przesadzała i wiele czasu poświęciła
Przez co wzbogaciła panoramę Pienin.

Synagorlice – tak miłe sercu gołębie
Podobno za Tobą z Węgier przyleciały.
Ciebie i zamku nie ma, lecz duch Twój jest wszędzie
Dla Ciebie na zawsze w Pieninach zostały.

Pejzaże

Weź, artysto, swoje farby
Kilka pędzli i blejtramy.
Nie za wielkie weź sztalugi,
Stań i uchwyć światła smugi,
Potem cudny zachód słońca,
Błękit nieba, co bez końca
Odbija się w nurtach rzeki,
Która płynie tu przez wieki.
Tylmanowej Bóg darował
Gorce zgrabnie uformował.
Nie wysmukłe jak Pieniny,
Ale piękne jak dziewczyny.
Stoją wdzięczne, przysadziste,
Tuż nad brzegiem wody czystej.
Pory roku je zmieniają,
W różne szaty przebierają.
Wiosna w zieleń je odziewa,
Ptak w gałązkach co dnia śpiewa.
Całe lato do jesieni,
Która w złoto je zamieni.
Potem zima szronem sypnie
I srebrzyste bombki przypnie.
Lecz na szczęście wiosna wróci
W stu kolorach zieleń rzuci.