Pożegnanie

Siadła jesień pośród wrzosów
Gdyż odpocząć nieco chciała.
Układała rydze w koszu
Których mnóstwo nazbierała.

Złote liście nakropione
Ugrem, brązem i czerwienią
Rozigrane, wiatrem gnane
Na spotkanie szły z jesienią.

Gdy Pieniny żegnać miała
Jak się bardzo rozrzewniła
Że łez wstrzymać nie zdołała
Ból rozstania znów przeżywa.

1997

Mój Dunajcu

Mój Dunajcu, powiedzże mi,
Czemuś taki roztrzęsiony,
Może żal Ci cudnych Pienin
Łąk i hali ukwieconych?

Już nie hardy, zamyślony
Dziwnie smutny, nieszczęśliwy
Wielu praw jest pozbawiony
Przez przyjaciół nieżyczliwych.

Pewnie cierpisz, że betonem
Twoje nurty okaleczą
W swym dziedzictwie nad przełomem
Kinga wnet roztoczy pieczę

Sokolica tak wybrednie
Szaty zmienia w porach roku
Po Twych falach myśl jej biegnie
I westchnienie śle o zmroku.

Trzy Korony już od wieków
Choć z kamienia serce mają
Więc boleją, że w człowieku
Ludzkie serce skamieniało.

Czertez także solidarnie
Patrzy z żalem na zaporę
I wyraża się dosadnie
Kto ją stworzył – jest potworem.

Nie ma wyjścia, rzeko droga
Płyń swobodnie, nie przeklinaj.
Za Twą krzywdę kara sroga
Będzie taka, jaka wina.

1997

 

Jezus frasobliwy

Frasobliwy Boże nasz
Czyjąś ręką wystrugany
Kryjesz w dłoniach smutną twarz
Żeś przez ludzkość zapomniany.

Czasem znajdzie się przechodzień,
Aby z Tobą porozmawiać
W swej kapliczce czekasz co dzień
By nam dobre rady dawać.

Choć jak ojciec czasem karzesz
Gdy zgrzeszymy ponad miarę
Z klęczek dźwigasz, drogę wskażesz
I umacniasz naszą wiarę.

A my patrząc w Twoje oczy,
Dostrzegamy wielkość Twoją.
Chciej ramieniem nas otoczyć
I bądź zawsze nam ostoją.

Tobie zawdzięczam…

Tobie zawdzięczam moje natchnienie
I to, że mogę na papier przelewać
Co w sercu noszę: plany, marzenia
I smutek, co jakże często doskwiera.

Gdy w samotności noc często umyka
Łez gorzkich o świcie brakuje
O Święta Kingo, ja nigdy nie pytam,
Czy wiesz, jak bardzo Ciebie miłuję.

Czasami dręczą mnie myśli tak różne,
Że pragnę uciec najchętniej daleko.
Rozglądam się wokół i wiem, że na próżno
Wśród tłumu ludzi chcieć znaleźć człowieka.

A przecież wystarczą słowa cieplejsze
By węzeł gordyjski szybciej rozwiązać
I życie będzie o wiele łatwiejsze
Gdy dobry kontakt zdołamy nawiązać.

Daruj nam, Kingo, okruch mądrości
By spójne były ogniwa w tej gminie.
Aby nie rosły mury wrogości
Wyproś tę łaskę naszej mieścinie.

Na pienińskich halach…

Już bacowie wraz z owcami
Powracają w swoje strony.
Żegnają się z Pieninami
Z tym zakątkiem ulubionym.

Psy juhasom pomagają
Wyćwiczone przez górali.
Sprytnie stado zaganiają
Gdy się która z nich oddali.

Tu od wiosny wypasają
Owiec kierdel okazały
A z ich mleka wyrabiają
Bundz i bryndzę doskonałą.

I oscypki duże, małe,
Owcze, krowie i mieszane
Uwędzone są wspaniałe
I na grillu opiekane.

Żurawiną smarowane,
A do tego śliwowica!
I zwyczaje zachowane!
Niech pijącym krasi lica!

wyd.2012

Bądź nam podporą …

Jakże wielkiego artysty potrzeba
By stworzyć dzieło jak nasze Pieniny
Śmigają wyniosłe pod pułap nieba.
U ich podnóża góralskie dziedziny.

Hale bogate w zioła różnorakie
Tu księżna Kinga zbierać je chadzała.
Suszyła, lecząc choroby wszelakie
Z matki czułością chorych doglądała.

Nie ma warowni na Górze Zamkowej
Ruiny świadczą o dawnej świetności.
W nich mysi królik Kindze Królowej
Co dzień o świcie nuci hymn miłości. Czytaj dalej „Bądź nam podporą …”

Najpiękniejszy zakątek…

Jeżeli masz tkliwą, wrażliwą duszę,
To wybierz się kiedyś na łono natury,
Pochyl się nisko nad małym kwiatuszkiem
A potem podnieś wzrok swój nad chmury.

A po rozmowie z Tym, co nas stworzył,
Uklęknij wdzięcznie nad górskim potoczkiem
Gdzie wśród kaczeńców skromny kwiat się płoży
Z błękitem nieba, słońca żółtym oczkiem.

A idąc dalej nie zakłócaj ciszy,
Byś mógł ten widok przechować na wieczność
To Kingi dziedzictwo widzi cię i słyszy
Za dar jej serca dziś swym okaż wdzięczność. Czytaj dalej „Najpiękniejszy zakątek…”

Wiosna, lato i jesień

Z rozwianym włosem szła wiosna w Pieniny
Wnet w żółte berety kaczeńce ubrała
W nikłych źdźbłach trawy ujrzała śnieżyny
Więc w słońca promieniach serduszka im grzała.

Tuż pod Czertezem na stromych zboczach
Srebrnoszarym puchem bazie się pokryły
Tak patrząc myślimy, czy może przeźrocza
Z bajek Andersena dziś nam się przyśniły?

Rozumiem, że pewnie nie wszyscy wiecie
Jak budzi się życie na wiosnę w Pieninach
Bóg dał nam tu klejnot najcenniejszy na świecie
Gdzie się naszej Polski granica zaczyna. Czytaj dalej „Wiosna, lato i jesień”

Kapliczka pod Ociemnym

Gdzie cieniem pada Ociemne na drogę,
Gdzie straszno było iść w wieczornej porze,
Gdzie Kinga biegła w ucieczce przed wrogiem,
Stoi kapliczka – na niej słowa Boże.
Postawili ją mieszczanie, bo się czuli winni
Za przodków, którzy Ksieni pomoc nieść powinni.
Łzy Kingi na Krościeńczan spadły jak kamienie
I trwały tak w sercach wyrzutem sumienia.
Siedem wieków już minęło, pewnie Kinga święta,
Przebaczyła Krościeńczanom, krzywdy nie pamięta.
A kapliczka cicha, ciemna, kamienie się kruszą.
Wielu przechodniów zerka przez okienko.
Niejeden szepce ze zbolałej duszy:
„Ratuj mnie, wspomóż serdeczna Panienko”.
Przyszłaś z dala, Polska Cię kochała,
Bogu i Polsce oddałaś swe serce.
Oddałaś skarby, tę dziedzinę całą!
Zostałaś mniszką – pokorną i małą.
Nasz wielki Święty uczynił Cię świętą.
W starej kapliczce stoisz odmieniona;
Jaśnieje w mroku Twa złota korona.
Wiedziesz nas w Boga światłość niepojętą.

* * * O Autorce * * * Czułość serca

„Człowiek wart jest tyle,ile potrafi dać z siebie innym”.
Życie i twórczość Krystyny Aleksander
w pełni potwierdzają tę madrość.

 

Kiedy rozmawiałam z Krystyną Aleksander, od razu nasunął mi się tytuł tego artykułu, będący synonimem nazwy kierunku literackiego w dobie oświecenia. To sentymentalizm głosił własnie prymat uczucia nad zimnym rozumem.

Ta starsza pani – uprzejma, uśmiechnięta, życzliwa – nie przystaje jak gdyby do naszych czasów i nie jest to konstatacja napawająca optymizmem. Życie na pewno byłoby milsze, gdyby więcej takich ludzi było obok nas.

Kierować się sercem? – to takie niemodne i niemal wstydliwe, a jednak jest doskonałą receptą na życie pełne i twórcze.

Idąc drogą serca – osiągnęła mądrość, która sprowadza się do przekonania, iż człowiek wart jest tyle ile potrafi dać z siebie innym. Z rzeczy materialnych ceni najwyżej dom: willę „Krysia” wybudowaną przed wojną przez jej ojca – zdolnego budarza. Ceni, bo jest dla niej świadectwem ojcowskiej miłości i dziedzictwem, które pragnie zachować w całym jego pięknie. Subtelny urok tego starego, góralskiego domu i serdeczną życzliwość gospodyni doceniają od lat znani: Anna Dymna, Jerzy Englert, Dorota Pomykała i inni. Świadczą o tym zapisy w swoistym domowym sztambuchu.

Miła jej sercu jest także Lubelszczyzna, zwłaszcza Bychawa, gdzie spoczął jej ojciec, żołnierz Września, śmiertelnie ranny w bitwie pod Kockiem. Z Krościenka wyruszyło ich siedmiu, wróciło sześciu. Śmierć ojca sprawiła, że mając dziewięć lat napisała pierwszy wiersz. Pamięta go doskonale, zaczynał się od słów: Na Lubelskiej ziemi spoczął tata nasz, sierocego bólu nie wyciszy czas. Takie były źródła inspiracji twórczej.

Będąc rodowitą góralką – Lizoniówną z domu – spędziła ponad 20 lat poza miejscem urodzenia – na Śląsku Opolskim. W Nowym Sączu wyszła za mąż. Wychowywała dzieci, czasem pisywała „do szuflady”. Tęskniła za Krościenkiem, dziedziny Świętej Kingi – wreszcie wróciła na stałe. Był to powrót do źródeł, do wspomnień, do kochanych krajobrazów, rzeczy i twarzy. Jestem szczęśliwa, że się urodziłam przy tej ulicy, u podnóża Pienin, mówi teraz – stąd wywodzą się moje korzenie i tu chce umrzeć. O ludziach nie mówi. Zdaję sobie sprawę, że kto ma przyjaciół ten ma i wrogów. To co niedobre – stara się „ominąć”. Kocha Krościenko i Pieniny, a szczególnym kultem darzy panią tej doliny – świętą Kingę. Pragnie, aby Krościenko odzyskało prawa miejskie. Zostało spełnione jej drugie marzenie – o wieńcu świętości dla dobrej Księżnej. Żarliwe uczucie, takie jak miłość i wdzięczność za doznane dobrodziejstwa wymagają wyrazu w słowach i czynach.

Wiersze drogiej pani są sercem pisane – stwierdziła siostra Małgorzata, ksieni klarysek ze Starego Sącza, prosząc ją o napisanie „Godzinek” poświęconych błogosławionej Kindze. Piękną muzykę do nich skomponował franciszkanin, rektor Seminarium Duchownego w Niepokalanowie – O. Ryszard Parol. Pod tytułem „Godzinki Starosądeckie” ukazały się w tomiku „Na strunach serca” w Wydawnictwie Literackim „Parnas” w Poznaniu, inne pod tytułem „Godzinki Pienińskie” zostały wydane w roczniku „Prace Pienińskie” z muzyką Stanisława Kuczewskiego.

Myśli sercem, śpiewa sercem, dopiero potem przeplata poezją – napisał Ryszard M. Remiszewski w przedmowie do zbiorku „Tobie, Kingo, śpiewam”. Tytuły dwóch innych tomików „Łzą Kingi zakwita” i „Modlitwa spod Pienin” wskazują również na jej dwa główne ukochania, dwa ciągłe żywe źródła twórczości.

Wiersze pani Krystyny są przede wszystkim prostą, dziękczynną i pochwalną modlitwą. Modlitwa moja jak rzeka wezbrana – pisała w swoim ulubionym, ofiarowanym Papieżowi wierszu „Modlitwa”, który znalazł się w antologii poetyckiej wołanie z ziemi wydanej w 1991 roku. Swoje utwory zdobi czasem subtelną, udaną grafiką. Poza tym maluje na szkle, na papierze, na płótnie, stosując różne techniki (olej, akwarela).

Pani Krystyna należy od 1989 roku do Stowarzyszenia Twórców Ludowych (ma rentę twórczą) i do Związku Podhalan (od 1988 roku). Od 1993 roku działa w towarzystwie walki z kalectwem.

Piszę, maluję, bo taką mam potrzebę serca stwierdza pani Krystyna. Potrzebą serca, wewnętrznym imperatywem stała się dla niej praca na rzecz dzieci niepełnosprawnych. Wszystko zaczęło się w 1988 roku od autorskiego spotkania w szkole podstawowej z dziećmi z Konina, odpoczywającymi w Krościenku. Poznała wtedy doktora Piotra Janaszka – chirurga ortopedę, z którym przegadała później pół nocy. Rozmowa z tym człowiekiem, współczesnym judymem wstrząsnęła ją. Jego opowieści o dzieciach kalekich, bezradnych i spragnionych miłości były jak ponura pieśń o nieszczęściu, które dotyka niewinnych. Ogarnięta głębokim współczuciem, zapragnęła im pomóc, służyć im na każdy możliwy sposób. Tę służbę pełni do dzisiaj.

Mam swoje cztery kółka – żartuje – dwa na północy, dwa na południu. Pomaga dzieciom z upośledzeniami ruchowymi w Koninie. Jeździła często do Mielnicy nad Gopłem, gdzie niezmordowany dr Janaszek organizował turnusy wypoczynkowe dla dzieci niepełnosprawnych. Po tragicznej śmierci nieodżałowanego, dobrego doktora, utrzymuje stały kontakt z jego córkami i wspomaga jak może mielnickie stowarzyszenie. Ceni sobie szczególnie odznakę przyjaciela Mielnicy.

Za swój obowiązek uważa współpracę z kołami skupiającymi dzieci szczególnej troski w Krościenku i Szczawnicy. Modlę się o siły, serca wystarczy – mówi – dotąd będę żyła, dopóki będę potrzebna tym biednym, kalekim dzieciom. Przeznacza dla nich nie tylko skromne dochody z publikacji swoich wierszy, sprzedaży tomików poetyckich i spotkań z młodzieżą. W dzieło pomocy angażuje także swoje niewątpliwe uzdolnienia plastyczne. Na wszystkich imprezach, począwszy od balu „Lata z radiem” w 1993 roku w Warszawie, kończąc na wystawie prac plastycznych w 2001 roku w Krościenku, uzyskuje fundusze dla swoich podopiecznych, przeznacza na aukcje drobne cacka – dzieła swoich rąk: piękne serca wyszyte na aksamicie, kotyliony, lalkę – góralkę, saszetki, obrazy, ręcznie malowaną ceramikę i inne. Chce dać dzieciom trochę radości i uczestniczyć w trudzie takich wspaniałych ludzi jak ś.p. dr Janaszek, jego córek Olgi i Zuzanny, Z. Siwik J. Zachwiejowej, Cz. Wójcik, J. Sokołowskiej. W ogóle ceni ludzi dobrych, serdecznych, szczerych, prawdomównych. Dziwi ją i razi natomiast zawiść, pazerność, gonitwa za dobrami doczesnymi. Myślę, że wszystko potrafią połknąć i zabrać. Przecież życie jest takie krótkie a miłości nigdy nie ma za wiele. Trzeba mieć serce na dłoni dla innych, bo tylko taki bagaż Bóg pozwoli zabrać ze sobą – kończy Pani Krystyna i uśmiecha się przez łzy. Świadoma, że słowa nawet najpiękniejsze nie zmienią świata, a jednak pełna nadziei, że może zmienią – chociaż odrobinę.

 

Jadwiga Grabowska

Krościenko nad Dunajcem

Prace Pienińskie 2002, tom 12

 

O Autorce