Krościeńskie jarmarki

Wnet po wojnie na jarmarki
Zewsząd kupcy tu zjeżdżali.
Na ryneczku, w poniedziałki
Swoje kramy ustawiali.

Co tu było, mój Ty Boże!
Dech nam w piersiach zatykało.
W workach różnorakie zboże,
A w gliniaczkach mleko stało.

Kram przy kramie z wędlinami,
Tam kiełbaski na gorąco,
Chleb z grzanymi kaszankami.
Wszyscy jedli na stojąco.

Masło do dnia wyrobione,
Na osełkę formowane,
Liściem chrzanu otulone,
Do sprzedania przeznaczone.

A na liściu kapuścianym,
Serek, tu twarogiem zwany,
Owinięty skrawkiem lnianym
Przed kurzem i owadami.

Pod kasztanem worki z pierzem,
Pięknych poduch też nie mało.
Gąski oskubane, świeże
Też na stołach układano.

Tu, gdzie mamy plac targowy,
Co przylega do Krośnicy,
Sprzedawali konie, krowy
Z Krościenka i okolicy.

Wciąż wspominam czas, co minął.
Starą szkołę z bocianami.
Młodość była krótką chwilą.
Nie wiadomo, co przed nami.

Lecz żyć warto, bo tu właśnie,
Chociaż ziemia kamienista,
Słońce dla nas świeci jaśniej,
Z źródeł samo zdrowie tryska.

I mieścina tak urocza,
W małej niecce u stóp Pienin.
Wokół lasy, strome zbocza,
Na nich domki wśród zieleni.

Czyż w tej cudnej panoramie
Człek nie może być szczęśliwy?
Przecież piękno w złotej ramie
Kinga dała sercom tkliwym.