W wieczornej modlitwie opowiem Ci, Boże
Że choć łzy spadają tak po cichutku
Ty wiesz najlepiej o moim smutku
Bo Tyś mi wyznaczył orkę na ugorze.
Kobieta to przecież słabe stworzenie
A taki ciężar kładziesz na me plecy
Gdy grzbiet z wysiłku pęka, to leczysz
Aby przygasić moje cierpienie.
Wiesz także, na ile starczą siły moje
Abym mogła przetrwać życiowe burze.
Chcę wyhodować na cierniach róże
I ciągnąć mój kierat do końca za dwoje.
Los często pod nogi rzuca mi kłody
I kiedy wewnętrznie nie wytrzymuję
Siadam i piszę, i wierszem maluję
Najmilsze wspomnienia lat młodych.
Rodzi się nadzieja i sił znów przybywa
Jak Syzyf od nowa pracę podejmuję
Oczyma duszy lepszy świat buduję
I znów się we mnie chęć życia odzywa.
Wtedy zapominam, że to nie wypada
I lecę na skrzydłach szczęśliwa, radosna
Patrzę, jak budzi świat do życia wiosna
I słucham, jak Dunajec baśnie opowiada…
Za moją naturę dziękuję Ci, Panie
Że umiem połączyć smutek z radością
Że mnie obdarzyłeś ludzką cierpliwością
I za to, że słyszysz moje wołanie…