Przyszła do nas wiosna

Rozkwiecił się maj tęczą barwnych kolorów
Przebudzone drzewa gałązki formują
Ptaki gniazda moszczą i nowe budują
A las tak się cieszy z ptasich amorów.

Gdzieś echo przedrzeźnia kukułki kukanie
Po lesie się snuje tęskna pieśń słowika
Rwie się melodia, hen w oddali znika
Jak uśmiech szczęścia i jak pierwsze kochanie.

Pod lasem na łączce zawilców kolonie
Przylaszczka czeka, by pokłonić się wiośnie
I stokrotce serce zabiło radośnie
Że choć niepokaźna, ale jest w ich gronie.

Na stok południowy wyległy podbiały
Łebki mają kosmate, żółto-rudawe
Pastelowe liście wrośnięte w murawę
W dywan kwiatowy ułożyć się dały.

Niżej, gdzie sarny piją wodę w strumyku
Stoją niezabudki w błękit wystrojone
Więzią rodzinną z sobą połączone
Tuż nad brzegiem, pośród omszałych kamyków.

Weź pędzel i farby i kubek na wodę
Przenieś na papier, co serce dyktuje.
Bez trudu i pięknie wnet namalujesz
Co Bóg dla nas stworzył – bajkową przyrodę.

Idzie już wiosna

Z dalekiej podróży szpaki przyleciały
Zwiastuny wiosny. Wiatr trele ich niesie,
Gdyż wiosnę powitać tak serdecznie chciały,
I skrzętnie swe gniazda budują już w lesie.

Jeszcze resztki lodu trzymają się brzegu.
Przełom o świcie spowity jest mgłą.
Na skraju lasu śnieżyczki w szeregu
Stoją. Ich małe serduszka delikatnie drżą.

Idzie już wiosna z naręczem wawrzynka.
Maleńkie kaczeńce u jej jasnych skroni.
Na jej spotkanie wybiegła sarenka,
A mysikrólik usiadł na jej dłoni.

Wreszcie i motyle wyruszyły w tany,
A ptaki do taktu śpiewały im głośno.
Niepylak Apollo ze swą ukochaną
Pienińską polkę dedykował wiośnie.

Lecz jakże smutna, zamyślona stała,
Gdyż się spóźniła, choć nie z własnej winy.
Więc spiesząc się, kwiatom rosnąć nakazała,
By były śliczne jak całe Pieniny.

Wiosna, wiosna, wiosna

Chóry słowików, pieśń ranną zaczęły
W niebiosa płynie wdzięczny głos skowronków
Sowy po nocnym dyżurze zasnęły
Rosa opada z małych leśnych dzwonków.

Widać, że cietrzewie wiosnę już czują
W Dunajcu piżmaki też się zbudziły
Szpaki wysoko pod niebem szybują
Bo one także już do nas wróciły.

Sarny wyległy na soczystą trawę
Na której żółto-kremowe pierwiosnki
Patrzyły szczęśliwe, takie ciekawe
Bo świat ujrzały dopiero tej wiosny.

W pobliżu stokrotki – kwiat skromny, mały
Spod warstwy liści przygląda się światu.
Gdzieś wśród korzeni ślimaki przetrwały
Pójdą wraz z domkiem łąką pośród kwiatów.

U podnóża Pienin

Tak pięknie od wiosny łąki przetykane
W hafcie góralskim rozchodnik się wije
Paproć gdzieś w głębi kwiat miłości kryje
W nim czyjeś szczęście jak zaczarowane.

Cicho dzwonią konwalii dzwoneczki małe
Noc łzę dziewiczą w ich wnętrzu ukryła
A białym storczykom serduszka skropiła
By łąkom niezwykły zapach darowały.

Tam zaś wokół siebie modrzew cienie kładzie
Przyroda to drzewo wśród innych wybrała
Pędzle igliwia misternie składała
Zmęczone wiatrem zwisają w nieładzie.

Gdy wyśpi się słońce, to zaraz o świcie
Szpaki wraz z drozdami koncerty dają
Śpiewają jak nigdzie, góralom śpiewają
Śpiewem chcą umilić nasze trudne życie.

Echo ukradnie ptasie trele czasem
Kładzie je na fale wody dunajcowej
Niech cząstkę różańca dla Polski Królowej
Niesie przez Pieniny nad cisowym lasem.

W maju

Rozsypał maj gęsto kwiaty po łąkach
Aby zażyły słonecznej kąpieli
A pszczółki ukryte w różanych pąkach
Mogły utonąć w nektaru topieli.

Dziś mlecznym kwiatem okryły się śliwy
Wiatr strąca płatki pyłkiem obsypane
Motyl przyfrunął bardzo szczęśliwy
Podziwiać pszczółki zapracowane.

Bo one biedne od rana do zmroku
Pracują wytrwale przez całe życie
Już nie te same, lecz inne co roku
Wstają do pracy wraz z słońcem o świcie.

Na łapkach pyłek przenoszą wokoło
Nim zapylają owocowe drzewa.
Przy pracy bzykają zawsze wesoło
Wnet z lipy nektar zebrać będzie trzeba.

Miodu do ula naniosą tak dużo
Że lał się będzie wielkimi strugami
Zapachnie sosną, akacją i różą
Rzepakiem, zbożem, polnymi kwiatami.

Nie miej więc żalu, gdy pszczółka cię budzi
Jest tak maleńka a wytrwała w pracy
Choć niczym nie jest podobna do ludzi
Jednak wzór z pszczółki winni brać Polacy.

W dzień zaduszny

Gdy się rodziłam, otrzymałam w darze
Wrażliwość na piękno, które mnie otacza;
Świat pełen baśni, historii, wydarzeń
Który tak często w snach moich powraca.

Gdy wiosna kwiatem ubogaci łąki
Do piersi przytulam bazie i krokusy
A twarz zanurzam w śnieżyc drobne pąki
Choć już życia jesień, to lżej mi na duszy.

Latem, gdy zboża pochylają kłosy
Przepiórki do pracy żniwiarzy wzywają
Brzęk kos klepanych płynie pod niebiosa
A ptaki go często głośno przedrzeźniają.

A kiedy spieszy z babim latem jesień
Wspaniałych owoców przynosi nam krocie
Barwną paletę daruje nam wrzesień
Październik listowie wykąpane w złocie.

Bukiet chryzantem dla tych, co odeszli
Na wieczną wartę do Stwórcy i Pana
Krwią wolność pisząc do historii przeszli
Niech śni im się zawsze Ojczyzna kochana.

A w dzień zaduszny stańmy przy mogile
I modlitwą serca hołd wszystkim oddajmy.
Oni całe życie, my poświęćmy chwilę
O ich wieczny spokój Boga upraszajmy.

W grocie na Górze Zamkowej

Nie było dla nich miejsca na ziemi
By mogli się schronić przed wichrem i zimą
Więc zaproszeni przez Kingę do Pienin
Choć drogą zmęczeni, przyjęli gościnę.

Kiedy do groty na górze Zamkowej
Przyszła z Józefem Najświętsza Panienka
Pragnęła w Pieninach niebios królowa
Urodzić Jezusa w pobliżu Krościenka.

Więc Księżna Kinga szybko się krzątała
By godnie przyjąć świętą rodzinę.
Maryja ze smutkiem w niebo spoglądała
Wiedząc, że krzyż nieść będzie wraz z synem.

By w grocie przyjemnie żywicą pachniało
Krasnale przyniosły jodłowe choiny.
Sarenka sierotka i wiewiórka mała
Pierwsze chciały widzieć Boskie narodziny.

Pędzą co sił w płucach jelenie, kozice
Za nimi gęsiego z dziećmi swymi łanie
Od Gorców przez Snozkę, Majerz i Niedzicę
W nowym tysiącleciu z Bogiem na spotkanie.

I nagle gwiazda snop światła rzuciła
A ptaki chórem śpiewały ,,Gloryja”
,,In excelsis Deo” sójka zanuciła
A Panna Maryja Dzieciątko pieściła.

I tam to właśnie każde stworzenie
Korny lud składa Bożej Matuli
Za wszystko, co piękne, za dar istnienia
Że kocha jak matka i do serca tuli.

A cóż my, ludzie, tacy zagubieni
Możemy dziś Tobie, Jezu, ofiarować?
Jedynie w podzięce za ten skrawek ziemi
Nasze góralskie serca podarować.

Lecz zostaw nam miejsce w ramionach swej Mamy
Rządzącym daj światło, Dziecino mała.
Usilnie wierząc na klęczkach przetrwamy
Choć drży w posadach wokół ziemia cała.

W Święto Matki

Niech wiosna zaśpiewa trelami ptasimi
Majem ukwiecone zapachną wiśnie.
Tym z jesienią w sercu niechaj się przyśni
Co Matka rękoma dawała hojnymi.

I co radość twego dzieciństwa przywraca
Bo gdy pobiegniesz śladami przeszłości
Do kolan Matki – jej czułej miłości
Co nawet z zaświatów opiekę roztacza.

Za to, że pod sercem swoim mnie nosiłaś
Gdzie mogłam beztroskie życie prowadzić
Czy dziś potrafię mą wdzięczność wyrazić
Że mi się urodzić, Mamo, pozwoliłaś?

To dzięki Tobie, kiedy słońce się kłania
I kiedy już świt pożegnał się z nocą
A nikłe trawy od rosy dygocą
Los mi ten świat cudny przybliża, odsłania.

Nad Twoją mogiłą stoję zamyślona
Wspominam, jak mnie pacierza uczyłaś
Moje małe rączki w swych dłoniach kryłaś
Zawsze na dobranoc brałaś mnie w ramiona.

Wówczas nauczyłaś o wszystko prosić
I polskie serce w piersi umacniałaś
A w nie przelałaś wszystko, co kochałaś
Upokorzenia nakazałaś znosić.

A potem przez lata, lata wojny długie
Ojcem i Matką nam do końca byłaś.
Jak ptak pisklęta, zawsze nas chroniłaś
Bez skargi znosiłaś życiowe szarugi.

Dziś w myśli tulę ręce spracowane
Co nam dzieliły chleb czarny jak ziemia.
Nie dostrzegłam nigdy goryczy cienia
Za Twoje życie jedno – zmarnowane.

Powitanie wiosny

Uciekła już z Pienin macocha zima
Stopniał w słoneczku niezdarny bałwanek
Łzą się okryła puchowa pierzyna
Dzionek powitał słoneczny poranek.

Pierwiosnki pachną miodem i wiosną
I przebiśniegi słodko zapachniały.
Na palmach bazie urodziwe rosną
Pokryte meszkiem popielato-białym.

W załamach kory ukryte motyle
Czekają ciepłych promieni słonecznych
Tańcom poświęcą każdą życia chwilę –
Ono jak szczęście – nigdy nie trwa wiecznie.

Bez konfesjonału

Bez konfesjonału spowiedź moja, Panie –
W jesieni życia żyje się na kredyt.
Niech cień nadziei w mym sercu zostanie
Że się zmiłujesz, że nie strącisz w niebyt.

Ileż to razy Piotrowymi łzami
Chciałam zapłakać, gdy dusza krzyczała.
Pajęczyn złudnych omotana snami –
Na niebo srebrne milcząc spoglądałam.

Czy Tomasza niewierność – sumienia pytałam –
W mej księdze żywota została wpisana?
Z Weroniką czoła Twego nie otarłam
Krzyża nie mogłam unieść bez szemrania.

Choć Judaszowego srebra nie podniosłam
I w Twej obronie walczyć nie umiałam
Z sierocym bagażem poprzez życie poszłam –
Może mego bólu z Twym łączyć nie chciałam?

Gdy myśli zawiłe stoją tuż przy mnie
Różaniec z pereł w rękach swych zamykam.
Z bolesnej cząstki w głębię duszy płynie
Radość, że Ciebie pod krzyżem spotykam.

Wiem, że nadzieja tkwi wewnątrz cierpienia
Krzyż znalezieniem jest Boga w człowieku.
W jego ramionach księga wybawienia
Otwarta grzesznym czeka ich od wieków.

Pokutę – Zbawco mój – sama nałożyłam
Serce oddałam przez los pokrzywdzonym.
Do końca dni wiernie będę im służyła
Ręce obie podam błądzącym strapionym.

Z Góry Kalwarii ojcowskim spojrzeniem
Ogarniasz, darując nasze uchybienia.
W drodze ostatniej ufam w przebaczenie
Gry grzeszna stanę przed bramą zbawienia.