Patronko ubogich

Kunegundo, Święta Patronko ubogich
Od wieków łączyłaś miłości pasemka
I pragniesz, by wszystkie zbiegły się drogi
Szlakiem wędrówki Bochni i Krościenka.

Mnożysz i dzielisz, i wypraszasz łaski
Podsuwasz wiele pomysłów wspaniałych.
Najlepsze się rodzą zawsze o brzasku
Tak różne dla słabych, ale i wytrwałych.

Gdy myśli połączę z daleką przeszłością
Z rąk Twoich swe oczy przenoszę.
Wpatrzona w Ciebie matki ufnością
Najbliższym łask wiele wyproszę.

Kiedy sił braknie i czasu nie staje
A wieczorna modlitwa na ustach zasypia
Ty ciepło serca na dobranoc dajesz
O wdzięczność nigdy nie pytasz.

Tak często w życia mego jesieni
Podporą jesteś mojej samotności
Jasnym kagankiem nadziei wśród cieni.
Oparciem w sieroctwie i wdowiej starości.

Wciąż, Kingo, wierzę w Twoje wstawiennictwo.
Zawsze w chwilach zwątpień bądź mi ostoją.
Tu się urodziłam, gdzie jest Twoje dziedzictwo
I pragnę do końca być własnością Twoją.

Kingo Błogosławiona…

Sandomierska Księżno, Pani na Wawelu
Kingo błogosławiona, Patronko Pienin!
Cieszę się życiem na Twym skrawku ziemi
Na nim spotykam przyjaciół tak wielu.

A kiedy chodzę śladami Twoimi
Czuję, że winnam już teraz, do końca
Z Pienin choć mały jeden promyk słońca
Wnieść do bocheńskich kopalni podziemi.

Powiązanie z Polską od wieków trwałe
A legendarne perły rozsypane
Cenne kopalnie Polsce darowane
Gdyś je w posagu ślubnym otrzymała.

Przez Ciebie w Krościenku i Ziemi Bocheńskiej
Świątynia dla ludu jest pobudowana
By Twoja obecność w niej na wieczność trwała
Wypraszając łaski u Matki Najświętszej.

Rodziłaś się po to, by służyć bliźniemu
Ubóstwa, pokory sama się uczyłaś.
Fundując szpitale starań dołożyłaś
By własną posługą ulżyć mu w cierpieniu

Kingo! My tak krnąbrne natury wciąż mamy
Bo ludzkie słabości wszystkie pokolenia
Grzechem oznaczały zaranie istnienia
Lecz Twój testament spełnić przyrzekamy.

Gdy jako święta wejdziesz na ołtarze
Ułóż znów z pereł ogromny różaniec –
Niech zrobię z niego najprawdziwszy szaniec
Przystań radosnych i spełnionych marzeń.

Całym sercem dzięki

Choć tylko z warowni mury zostały
Myśl biegnie w stronę Góry Zamkowej
Kiedyś bezpieczne schronienie dawały
Księżnej krakowskiej, żonie Bolkowej.

Widzę, jak idzie wśród jaskrów powodzi.
W Jej stronę chylą się dzwonki liliowe.
Słońce wypocząć nieśmiało odchodzi
Ostatni uśmiech śle Pienin Królowej.

Diadem królewski nie zdobi Jej skroni
Kiedy wędruje wzdłuż brzegów Dunajca.
Na łonie natury, w jego przełomie
Odmawia w skupieniu cząstkę różańca.

I wciąż boleje nad ludzką słabością
Lecz prosi, by kary Bóg wrogom nie zsyłał
I choć Sądecczyzna jest Jej własnością
Pięści nie zaciska, co złe zapomina.

A Jej świętość i dobroć działa kojąco
Serce pragnęło ulgę nieść w cierpieniu.
I znów się pochyla nad umierającą
Idzie naprzeciw swemu przeznaczeniu.

Przez wiele lat w życiu uczyć się trzeba
By nie zgubić śladu właścicielki Pienin
Kiedy jako święta uchyli nam nieba
Byśmy godni byli zwać się solą ziemi.

Patronko Chorych

W nadmiarze szczęścia matczynej radości
Tych łez nie liczę, co palą powieki
Lecz pragnę prostymi słowami miłości
Hymnem mej duszy dziękować na wieki.

Znasz moje myśli, różne skojarzenia
I nadwrażliwość, co tkwi w mym sumieniu
I wiesz, że czasem nie dotykam ziemi
Gdy wyjdziesz naprzeciw mojemu zmatwieniu.

Nie tylko na skrawku dziedzictwa Twojego
Wszem i wobec powiem, że mnie wysłuchałaś
Patronko Chorych – dla dziecka mojego
Matczyną litość znowu okazałaś.

Na Twoich włościach do końca zostanę;
Ty mi uleczyłaś niejedni cierpienie.
Jakież to szczęście, że góralom dane
By Twoje wśród nas potwierdzić istnienie.

Już tyle razy, gdy śmierć położyła
Te swoje zimne ręce, i kiedy
Do krawędzi rozpaczy już się zbliżyłam
Tyś się nade mną pochyliła wtedy.

Najlepsze rady z podobną myślą
Frasunki z dnia na dzień malały
Sen bólu i strachu jak bańka prysnął
W głębi Twój obraz, Kingo, został trwały.

Księżna w Pieninach

W śnieżnej sukni i głowy zawiciu białym
Czarnooka Księżna do Pienin przybyła
Pod Jej stopy błękitne szarfy zwisały
Płaszczem z gronostajów ramiona okryła.

Pukle kruczych włosów – jak Dunaj wezbrany
Wiatr na nich góralskie melodie wygrywał
Spokojnie i z gracją na plecy spadały
Książęcy je diadem nieco podtrzymywał.

Gdy budowa zamku dobiegała już końca
Dziewczęcym go sercem Kinga pokochała
Bo wyrósł pod niebem, tak bliziutko słońca
Skąd swe dziękczynienia Panu Bogu słała.

O Niej wieki nucą fale dunajcowe,
A łzą Kingi w Pieninach goździk zakwita
W ruinach warowni na Górze Zamkowej
Mysikrólik zawsze wiosnę trelem wita.

 

Księżna Kinga

Z Góry Zamkowej schodziła nad rzekę
Zaczerpnąwszy wody w Potoku Pienińskim.
I brzegiem Dunajca szła Kinga daleko
Po krągłych kamykach, omszałych i śliskich.

Zmęczona wracała po długim spacerze
Łąkami, co wiosna kwieciem obsypała
Wśród nich uklękła, by zmówić pacierze
Bogu za ten skrawek ziemi dziękowała.

I na przylaszczki, co na Zmartwychwstanie
Synowi Bożemu dywan uścieliły
Za drozdów i szpaków tęskne śpiewanie
I zorze, co brzegi nieba rumieniły.

Za to Jej jaskry bukiet ułożyły
Pierwiosnki pod nogi dzbanuszki sypały.
W Jej drobnych dłoniach małe ptaszyny
Przed napastnikiem schronienia szukały.

Mysikróliki gniazda zakładają
W ruinach zamku wiosną co roku
I razem z dziećmi od świtu śpiewają
Puchacze, sówki i sowy o zmroku.

Gdzie na kamieniach nogi kaleczyła
Od wieków rosną goździki krwawe.
Na stokach, gdzie żalu łzę uroniła
Drżą nią skropione, nieskalane, białe.

Godło Arpadów

Piękny, jasnowłosy książę nasz Bolko
Jeszcze młodociany syn Leszka Białego
Małżeństwem swoim związał Węgry z Polską
A godło Arpadów włączył do naszego.

Na wiosnę Kinga z mężem się wybrała
By nareszcie zobaczyć dziedzictwo swoje.
Wraz z dworem konno drogę pokonała –
Wspinała się w góry z wielkim niepokojem.

Od wód i strumieni chłodem powiało
Księżna się szkarłatnym płaszczem otuliła.
Spojrzała wokoło – płakać Jej się chciało –
Okolica dla Niej nieprzyjazną była.

Lecz gdy na Górze Zamkowej stanęła
Na zachodzie słońca oczy zatrzymała.
Zakole Dunajca sercem objęła,
Na zawsze pod jego urokiem została.

Budowa zamku w Pieninach ruszyła
Więc Kinga wraz z mężem pracy doglądała.
Gdy i strach, i smutek przezwyciężyła
To raz jeden wtedy – z radości płakała.

Tobie, Święta Kingo

Gdy Marii, córce cesarza greckiego
Bóg za małżonka Belę ofiarował
Sześcioma córkami wnet ich obdarował
Trzecia została żoną Wstydliwego.

Odszedł na zawsze opiekun Bolesława
Gdy Bóg powołał Henryka Brodatego
Władcę Księstwa Śląskiego i Krakowskiego
O los księstwa zadrżała księżna Grzymisława.

Zrodziła się myśl sojuszu z Węgrami:
Wnet o rękę Kingi posłowie prosili
Bela i Maria – swą zgodę wyrazili
Wraz z dokumentami i pieczęciami.

Pod okiem świekry Kinga się uczyła
Pilnie z obowiązków wywiązywała
Najbliższym zmartwień nie przysparzała
Gdy z naszą Ojczyzną życie złączyła.

Kiedy z dziecięcia kobietą się stała
Od męża i świekry wciąż miała przykrości
I od duchownych – bo dla potomności
Księcia – następcę na świat wydać miała.

Za srebra pełne skrzynie, co wianem były
Otrzymała dobra tu, na Sądecczyźnie
I za serce dane bez reszty Ojczyźnie
Dokument pieczęcie królewskie zdobiły.

Gdy świątobliwa księżna owdowiała
Wkrótce Leszek Czarny tron obejmuje;
Ksieni w Starym Sączu klasztor buduje
I w nim w pokorze do końca przetrwała.

Spoglądaj łaskawie przez nieba okienko,
Jak matka nam doradź, co w życiu właściwe
Ty znasz serca nasze, wiesz, że są wrażliwe
Jak te struny skrzypek góralskich w Krościenku.

Za Twą tkliwą miłość, najlepsza Gaździno
Najszczerzej się modląc, podziękować chcemy.
Twej kanonizacji tak bardzo pragniemy –
Twoja Sądecczyzna i moja mieścina.

Niech Ci, Święta Kingo, od najdroższych Pienin
Echo przypomina dźwięk góralskich dzwonów
A niebo je łączy z trelem skowronków
Wraz z rzewną modlitwą kamienistej ziemi.

W nowej Ojczyźnie

Piątego marca Kinga się rodziła
Jako trzecia córka króla węgierskiego,
Maria z Laskarisów matką Kingi była,
Urodziwa córa cesarza greckiego.

Tę małą dziecinę Bóg nam podarował
Jako przyszłą żonę księcia krakowskiego,
Bo kiedyś w tym kraju, który umiłował
Obrano ją Matką Narodu Polskiego.

Zmarł Leszek Biały, ojciec księcia Bolka,
Nieletni książę nie mógł przejąć schedy.
Na małe księstwa podzielona Polska,
Bratobójcze walki przysparzały biedy.

Księżna z rozpaczą szukała czym prędzej
Opieki nad jeszcze niedorosłym księciem.
Z nadzieją wysłała swe posły na Węgry,
Lecz Bela przyjął tę prośbę z niechęcią.

Bo ten mezalians był już poniżeniem
Majestatu króla, cesarzówny żony,
Za radą papieża, zgodnie z przeznaczeniem,
Akt zaślubin Kingi został sporządzony.

Salomea także starań dołożyła,
A była bratową króla węgierskiego.
O wsparcie dla Polski rodziców prosiła
By Kinga została żoną Wstydliwego.

W Wojniczu tych dwoje dzieci się spotkało
Już lat dwanaście miał książę nasz Bolko.
O jakże serduszko małej Kingi drżało,
Gdyż tu pięciolatka związała je z Polską.

I tak jechali, świeżo zaręczeni,
Z księżną Grzymisławą, duchowieństwem, dworem
Z ogromnym posagiem, i chociaż zmęczeni
Do Krakowa chcieli zdążyć przed wieczorem.

Z pewnością nie pytał nikt małej dzieciny,
Czy chce swe życie związać z innym krajem.
Jakże daleko od bliskich, rodziny,
Gdzie mowa trudna i inne zwyczaje.

Ileż łez gorzkich upadło na ziemię,
Kto zdoła policzyć noce nieprzespane?
Bóg jeden pomógł dźwigać dziecku brzemię,
Tuląc do serca dziewczynkę spłakaną.

I tak się uczyła życia w Krakowie
I Sandomierzu, gdzie często bywała.
Do serca przypadła księżnej Grzymisławie,
Gdyż Kinga szacunek okazać umiała.

A stamtąd na siwym koniku jechała
Przez Gródek, Doliny, no i Chwała Bogu,
Piękna, lecz krucha jak pnącze na skałach,
Pokornie klęcząc przy zamczyska progu.

A ja Cię, Kingo, od zawsze kochałam
Za to, żeś Polskę wspierała w potrzebie.
Prośby do Pana swym sercem pisałam,
By dał Ci miejsce pośród świętych w niebie.

Przed Twoim obrazem

Jak wiele, Kingo, wniosłaś w życie moje…
To w mrokach zapomnienia umrzeć nie może.
Przed Tobą składam matki niepokoje,
Ty każdy problem rozsupłać pomożesz.

Życie umyka, jesień niecierpliwie
Swym rylcem znaki niekorzystne wnosi.
Za Twym pośrednictwem, Kingo, chcę prosić,
By Bóg to zesłał, co w planach właściwe.

Tyle mam jeszcze spraw do załatwienia,
W rytmie dni moich tętni ich wołanie.
Krwawi me serce tych dzieci cierpienia,
Które kalectwem są obdarowane.

Tego sobie, Kingo, nie wyobrażam,
Gdy z czystym sercem uklęknę skruszona,
Bym mogła kiedyś od Twego ołtarza
Odejść ze smutkiem i niepocieszona.

Mój kącik w starym kościółku po prawej
Tyś przed wiekami zbudować kazała.
Tam szczerze modlę się i wierszem sławię,
I Boga błagam, byś świętą została…