Patronko Chorych

W nadmiarze szczęścia matczynej radości
Tych łez nie liczę, co palą powieki
Lecz pragnę prostymi słowami miłości
Hymnem mej duszy dziękować na wieki.

Znasz moje myśli, różne skojarzenia
I nadwrażliwość, co tkwi w mym sumieniu
I wiesz, że czasem nie dotykam ziemi
Gdy wyjdziesz naprzeciw mojemu zmatwieniu.

Nie tylko na skrawku dziedzictwa Twojego
Wszem i wobec powiem, że mnie wysłuchałaś
Patronko Chorych – dla dziecka mojego
Matczyną litość znowu okazałaś.

Na Twoich włościach do końca zostanę;
Ty mi uleczyłaś niejedni cierpienie.
Jakież to szczęście, że góralom dane
By Twoje wśród nas potwierdzić istnienie.

Już tyle razy, gdy śmierć położyła
Te swoje zimne ręce, i kiedy
Do krawędzi rozpaczy już się zbliżyłam
Tyś się nade mną pochyliła wtedy.

Najlepsze rady z podobną myślą
Frasunki z dnia na dzień malały
Sen bólu i strachu jak bańka prysnął
W głębi Twój obraz, Kingo, został trwały.