Z Góry Zamkowej schodziła nad rzekę
Zaczerpnąwszy wody w Potoku Pienińskim.
I brzegiem Dunajca szła Kinga daleko
Po krągłych kamykach, omszałych i śliskich.
Zmęczona wracała po długim spacerze
Łąkami, co wiosna kwieciem obsypała
Wśród nich uklękła, by zmówić pacierze
Bogu za ten skrawek ziemi dziękowała.
I na przylaszczki, co na Zmartwychwstanie
Synowi Bożemu dywan uścieliły
Za drozdów i szpaków tęskne śpiewanie
I zorze, co brzegi nieba rumieniły.
Za to Jej jaskry bukiet ułożyły
Pierwiosnki pod nogi dzbanuszki sypały.
W Jej drobnych dłoniach małe ptaszyny
Przed napastnikiem schronienia szukały.
Mysikróliki gniazda zakładają
W ruinach zamku wiosną co roku
I razem z dziećmi od świtu śpiewają
Puchacze, sówki i sowy o zmroku.
Gdzie na kamieniach nogi kaleczyła
Od wieków rosną goździki krwawe.
Na stokach, gdzie żalu łzę uroniła
Drżą nią skropione, nieskalane, białe.