Jak bogini grecka, piękna, dostojna
Z białego atłasu długiej sukience
Jej twarz dziewczęca, łagodna, spokojna
Dojrzałej brzoskwini zdobią rumieńce.
Na dwór węgierskiego Beli Czwartego
Wnet dostojnicy w swadziebnym spieszyli
Poselstwie w imieniu Księstwa polskiego
Więc przełęcze karpackie konno przebyli.
Wtedy prawnukowi Krzywoustego
Dziewczęcą miłość na wieczność oddała.
Rzuciła przepych dla kraju biednego
Którego bronić i strzec ślubowała.
Szła Kinga pielgrzymią drogą Narodu
I nad jego losem gorzko płakała.
Wzięła ten ciężar na siebie za młodu
I sercem swoim opieczętowała.
Księżniczka przywiozła Ojczyźnie naszej
Wielkie bogactwa kraju ojczystego
Za nie Bolesław wzniósł zamek nad Krasem –
Potężne gniazdo orła pienińskiego.
I znów był przystanią Sądeckiej Ksieni
Jako Księżnej wdowie – już po raz trzeci,
Co przez Obidzę pieszo szła do Pienin
A z nią Klaryski i rodziny z dziećmi.
Próbuję Twoimi oczyma patrzeć
I jak Ty – serce mieć zawsze na dłoni.
Własne sumienie tak będę kształtować
By nikt Twych śladów, Kingo, nie przysłonił.