Pękło we mnie serce jak w dzwonie spiżowym
Co dzwoniąc fałszywe tony wydaje;
Idę w kondukcie własnym – pogrzebowym
Z głową podniesioną nad grobem swym staję.
Krok za krokiem idąc sumienia pytałam
Dlaczego się moje zaciskają pięści.
Te ręce do szczęścia kiedyś wyciągałam
I dzielić go chciałam na dwie równe części.
I kroku dotrzymać, choć nie jest to łatwe
Ciężar dnia dźwigać i pomagać chciałam.
Bezradna usiadłam na życia tratwę
Na niej już samotnie płynąć musiałam.
I tylko dzieci jak miłe wspomnienie
Żyją, gdzie swoje założyły gniazda
Więc do nich matczyne kieruję westchnienie
Patrząc, jak z nieba znika moja gwiazda.