Nad brzegiem tej rzeki, co w Tatrach się rodzi
I płynie jak z krosien zgrzebne pasemko
W jej widłach i rzeki Krośnicy – Krościenko
Pewnie od krosien swą nazwę wywodzi.
Jak dobrze, że płynie przez moje miasteczko
Niebo jej wody błękitem maluje
Mgła o świtaniu lustro poleruje
By się w nim mogło przeglądać słoneczko.
Kłębią się fale, kiedy mija skalice
Kąpie im stopy pełen ostrożności
Lecz najbardziej wiernie i tylko z miłości
Składa ukłony lubej Sokolicy.
Płynie dalej wolno, tak jak przeznaczenie
Bo wie, że to z niezasłużonej winy
Bezpowrotnie okaleczone Pieniny
Przyszłość wdziergana na wieczność w cierpienie.
Zanim zginą ptaki i rzadkie rośliny
Boże! – z moim bólem zabierz i życie
Nad ich grobem nie stanę – jako marzyciel
Gdy obłąkańcy wyniszczą Pieniny!